Maseczki pojawiły się w naszym Europejskim życiu niczym Elon Musk w Twitterze — obiecały pomóc, wprowadziły niebagatelny zamęt, wszędzie się walały, i podniosły nie jedną brew zdziwienia. Dość powiedzieć, że chociaż maski utrudniają przenoszenie się patogenów, to cały czas zbierane są dane odnośnie ich dokładnej anty-wirusowej skuteczności, a nakazy i zakazy ich noszenia były w ścisłej czołówce tematów rodzinnych kłótni. W tym całym rozgardiaszu pojawiło się jednak wiele publikacji natury psychologicznej, które skupiły się na zmianie percepcji zamaskowanej twarzy. Niektórzy badacze twierdzą nawet, że maska może uczynić nas pięknymi, jeśli nie zostaniemy po drodze naznaczeni jej ponurą klątwą…
Zamaskowani kolektywnie
Miejskie legendy wykluwające się blisko nakazu noszenia maseczek wieszczyły ulice zalane zamaskowanymi trupami — czy to zaduszonymi dwutlenkiem węgla, czy pokonanymi śmiertelną infekcją grzybiczną. Ten wysyp wymyślnych okropności był dość ciekawy, gdy przyjrzymy się kulturze państw Azji Wschodniej, gdzie maseczki nosi się już od dawna. Już na początku XX wieku można było spotkać w Chinach czy Japonii osoby dzielnie walczące w ten sposób z chorobami przenoszonymi drogą kropelkową. W czasach bardziej współczesnych, zaraz przed pandemią COVID-19, maseczki nosiło się już tam głównie jako ochrona przed smogiem. Co ciekawe, państwa tego rejonu mają bardzo silne poczucie społeczności — i to, co ważne, może motywować członków grupy do zakrywania twarzy. Ot tak, by chronić bliźniego.
Tę specyficzną motywację eksplorował zespół z Uniwersytetu Miejskiego w Hongkongu. Ich publikacja z 2022 roku pokazuje, że kraje o wysokim stopniu indywidualizmu mają stan zakażeń, jak i trajektorię tychże, bardziej pesymistyczną. Konkludują, że może to być związane z brakiem wewnętrznej, społecznej współpracy, co skutkuje mniejszą skutecznością „niefarmakologicznych interwencji”, jaką jest nakaz, czy zwyczaj, noszenia maseczek. Różnica była nawet widoczna (przy uwzględnieniu dzielnicowych cech charakterystycznych) między indywidualistycznym i zaognionym Berlinem zachodnim, a bardziej kolektywistycznym i lepiej sobie radzącym Berlinem wschodnim. Po tylu latach od upadku muru!
Ciekawe publikacje zgłębiające ten temat wypłynęły również w stanach, gdzie społeczeństwo jest książkowo spolaryzowane (tak to jest, jak się ma tylko dwie partie polityczne). Publikacja w Association for Consumer Research skupiła się na różnicach między konserwatystami a liberałami w podejściu do zachowań zapobiegającym zakażeniu. Zespół badaczy pokazał, że konserwatyści, nawet jeśli zachowują się anty-pandemicznie, to postrzegają takie zachowanie jako mające mniejszy wpływ na innych w społeczeństwie, niż liberałowie. Jak nic wychodzi indywidualizm lub silne przekonanie o odpowiedzialności jednostki. Podkreśla to kolejna ankieta z powyższej publikacji, pokazującą, że konserwatyści są mniej skłonni do angażowania się w zachowania prewencyjne w odpowiedzi na apele związane ze społecznością (np. „pomóż ratować życia”). Lepiej reagują na hasła związane z korzyściami własnymi (np. „zapewnij sobie bezpieczeństwo”).
Tego typu badania mogą ułatwić komunikację na poziomie kampanii społecznych, lecz maski wpływają też na komunikację bardziej przyziemną, face to face, że tak powiem.
Maskowanie sygnału
Mówcie, co chcecie, ale usta są dość ważne przy międzyludzkiej komunikacji. Maski zazwyczaj akurat tę strukturę zasłaniają, i to dość skutecznie. Zespół badaczy z Boys Town, próbując sprawdzić jak bardzo, przeanalizował jak różne maski wpływają na zanieczyszczenie słownego przekazu, zwłaszcza gdy odbiorcą mogą być dzieci cierpiące na utratę słuchu. Różne wcześniejsze badania pokazywały od 7 do 26% gorsze rozpoznawanie informacji dźwiękowych. Wynik był podobny, z zaznaczeniem, że jeśli dostępny jest tylko dźwięk, najlepsza komunikacyjnie jest prosta maska chirurgiczna. Jeśli jednak mamy widok na osobę mówiącą, najlepsza w przekazywaniu informacji okazuje się dobrze dopasowana maska przezroczysta — otrzymujemy wizualny kontekst, którym możemy podreperować zamaskowany sygnał dźwiękowy.
Pewnym rozwiązaniem jawi się być maska od producenta peryferii gamingowych — Razer Hazel. Prócz filtra N95 i transparentnej obudowy, ma ona wbudowana wewnętrzny mikrofon, który wzmacnia nasz przekaz przez dołączone głośniczki. A do tego ma podświetlenie RGB, prawdziwa gratka dla graczy w grupie ryzyka.
Jest to jednak niestety (albo i stety…) tylko koncept, a problem z odczytywaniem twarzowych sygnałów jest bardzo realny.
Zespół psychologów z Ariel pokazał na ten przykład, że ludzie mają ogólny problemy z oceną emocji, wieku czy płci osoby noszącej maseczkę. Nic dziwnego — połowa twarzy przestała nam dostarczać informacji, które moglibyśmy przeanalizować. Problemy z oceną zamaskowanej emocji mają osoby w każdym wieku, ale, co niepokojące, trudności są bardzo wyraźne u dzieci w wieku od 3 do 5 lat. Fajnie by było, przy projektowaniu zachowań bądź narzędzi prewencyjnych, mieć na uwadze te szkraby, którym brakuje nacechowanych emocjonalnie twarzy właśnie wtedy, gdy wykształcają się u nich zalążki rozumowania społecznego i emocjonalnego. Co ciekawe, łatwiej nam jest zidentyfikować daną emocję, gdy widzimy całe ciało zamaskowanego delikwenta. Wychodzi na to, że nosząc maseczkę, musimy bardziej gestykulować 🤌
Bez gestykulacji nasz emocjonalny sygnał zostanie zupełnie przeoczony niczym sarkazm w internecie.
No i tutaj dochodzimy do sedna sprawy — nie tyle gestykulacji, ile brakujących danych, oraz piękna widzianego na twarzy. Z poprzednich wpisów wiemy, że niesamowicie szybko (13ms!) jesteśmy w stanie określić, czy dana osoba jest atrakcyjna, czy nie. Nasz mózg automatycznie analizuje symetryczność twarzy czy doszukuje się trzeciorzędowych cech płciowych świadczących o dobrych genach. Ten sam automatyczny proces jest uruchamiany nawet w przypadku braku części danych skrywanych za płótnem czy medycznym polimerem. No więc jak maska może ten proces zniekształcić?
Klątwa maski higienicznej
Skoro Azja Wschodnia jest trendsetterem maseczek ochronnych, nie zdziwi fakt, że badacze stamtąd skupili się na wpływie zakrywania twarzy na ocenę atrakcyjności. Japońska publikacja z 2016 roku opisała eksperyment, w którym ochotnicy mieli oceniać atrakcyjność młodych krajan. Krajanie, w postaci zdjęć portretowych, zostali wcześniej zakwalifikowani jako mało, średnio, bądź bardzo atrakcyjni. Następnie na zdjęcia nałożono komputerowo maskę higieniczną, zeszyt, bądź kartę, zawsze zakrywając tę samą część twarzy.
66 randomizowanych zdjęć (wybierając szczyptę każdej grupy atrakcyjności, różnego rodzaju zamaskowania bądź zdjęć bez edycji) oddano ochotnikom pod krytykę. Mózg uruchomił swój automat do oceny piękna i w przypadku braku danych, przyjął dość sensowną taktykę — uśredniał.
Zakrycie atrakcyjnego lica zeszytem bądź kartą, czyli dość neutralnymi „zakrywaczami”, sprawiło, że twarze oceniane były jako mniej atrakcyjne. Za to buzie mniej urodziwe, jeśli były zasłonięte, oceniane były jako bardziej atrakcyjne. Tyle, jeśli chodzi o kartę i zeszyt.
Odmienny los spotkał wszystkie facjaty owiane maską higieniczną — ich atrakcyjność, w porównaniu do tych samych twarzy bez masek, była oceniana niżej, niezależnie kto się za tą maską krył. Tak osoby atrakcyjne, jak mniej atrakcyjne, cierpiały dość znacznie, gdy przystrojono je o maskę medyczną. Zaskoczyło to badaczy na tyle, że ukuli oni termin „efektu maski higienicznej” i zwrócili uwagę na fakt, że chociaż maski są w Japonii popularne, to i tak kojarzą się one z chorobą. To chorobliwe skojarzenie może rzucać złowrogi cień na postrzeganą atrakcyjność.
Ale to był rok 2016, żyliśmy Brexitem i Trumpem, który doczłapał się do władzy. Nikt nie myślał o maseczkach. COVID-19 wszystko zmienił, łącznie z podejściem do zakrywania twarzy. Wydawałoby się, że w dobrym guście powinno być noszenie maseczki, zwłaszcza jeśli doskwiera nam kaszel czy ból głowy, bądź podróżujemy w ścisku. Ta zmiana nastawienia i popularność samych maseczek skupiła uwagę badaczy i obrodziła nam publikacjami.
Grupa eksperymentatorów pod dowództwem Viren Patel opublikowała w 2020 roku wynik badania zaprojektowanego podobnie do japońskiego, wymienionego powyżej, ale z ochotnikami ze stanów. Patel nie bawił się jednak w żadne notatniki czy karty — porównał zdjęcia bez edycji z tymi, na które nałożono higieniczne maski. Do zbadania były różnice kulturowe, jak i zalążek głębszej, naznaczonej pandemią zmiany przekonań.
Ku uciesze badaczy (niewątpliwie łatwiej było o publikację), klątwa maski higienicznej została zniesiona, gdyż tak osoby nieurodziwe, jak i średnio piękne, gdy zasłonięte niebieskim polimerem, oceniane były jako bardziej atrakcyjne. Efekt zauważalny był zwłaszcza w pierwszej z tych mniej szczęśliwych grup. Mózg jednak swoje uśrednił, bo osoby bardzo atrakcyjne, jeśli były zamaskowane, oceniane były jednak trochę gorzej. Zdaje się więc, że COVID-19 odcisnął piętno na amerykańskiej kulturze, a może i na naszej, normalizując maski higieniczne — a to nie wszystko, bo maska masce nie równa…
Zespół z uniwersytetu w Cardiff postanowił zagłębić temat tejże normalizacji, maskując nisko i mocno atrakcyjne męskie facjaty nie tylko zeszytem i maską higieniczną, lecz także maską z tkaniny. Wielorazowe płócienne maski były w końcu popularne w okresie publikacji badania w 2022 roku, niemal wypierając jednorazówki z ulic. Tak spreparowane twarze poddane zostały ocenie przez grupę ochotniczek.
Co ciekawe, twarze z obu grup (przystojniacy i anty-przystojniacy) oceniane były najgorzej, gdy… nie miały żadnej osłony. Notatnik niby dodał trochę estetycznych punków, jednak to maska z tkaniny wybiła się pierwsza przed szereg i uzyskała statystyczną istotność upiększania. Długo przed szeregiem jednak nie pobiegła, bo została zrównana z ziemią przez higieniczną maskę jednorazową. Niezależnie od jakości zakrywanej twarzy, niebieska maska higieniczna czyniła ją wyraźnie bardziej atrakcyjną. Od przekleństwa maski higienicznej przeszliśmy więc do tej maski błogosławieństwa.
Autorzy badania komentują, że pozytywny wpływ płóciennej maski może być związany z uśrednianiem, lecz coś jeszcze musi się kryć za efektem maski higienicznej. Przez to, że twarze były tylko męskie, a oceniały kobiety, mogło dość do skojarzenia ocenianej osoby z pracą w branży medycznej. Poprzednie publikacje pokazały na ten przykład, że kobiety oceniają lekarzy jako bardziej atrakcyjnych, jeśli są odziani w biały fartuch. Może podobny efekt białego fartucha zadziałał i tutaj? Kolejna możliwość odnosi do badania, które pokazało, że osoby noszące maski medyczne, prócz większego prawdopodobieństwa do bycia chorymi, są również oceniane jako bardziej pożądane społecznie i godne zaufania. Może więc zamaskowani mężczyźni byli automatycznie szufladkowani jako odpowiedzialni i troskliwi obywatele, co z kolei wiązało się z wyższą oceną w oczach płci przeciwnej? Któż to wie! Pewne są tylko dwie rzeczy:
- Sam temat zakrywania twarzy jest mocno rozwojowy, zwłaszcza jeśli chodzi o międzyludzką i emocjonalną komunikację. Potrzeba badań jest, więc trzeba się spodziewać kolejnych, ciekawych publikacji, oraz
- Jak nic od dzisiaj noszę maskę w domu, co by dobrze wyglądać dla żony 🫶
0 Comments