Zacznijmy od dowcipu…
Dwóch myśliwych kroczy lasem — nagle jeden z nich upada. Wygląda, jakby przestał oddychać, a jego oczy zrobiły się szkliste. Jego towarzysz szybko wyciąga swoją komórkę i dzwoni na pogotowie. Przerażonym tonem mówi: „Mój kolega nie żyje! Co mam zrobić?!”
Po drugiej stronie odzywa się głos: „Proszę się uspokoić, mogę pomóc. Po pierwsze, proszę się upewnić czy znajomy na pewno nie żyje”.
Chwila ciszy… i odgłos wystrzału broni.
Wziąwszy znowu telefon do ręki, myśliwy mówi: „Ok, co teraz?”.
Śmieszne? Bardzo zabawne? Raczej mierne? Wierzcie bądź nie, lecz jest to najzabawniejszy kawał świata.
Przynajmniej wg. tak zwanego The LaughLab research, dzieła psychologa Dr. Richarda Wisemana z Universitetu Hertfordshire. To przeprowadzone w 2001 roku badanie polegało na ankiecie popularności kawałów, których autor zgromadził niebagatelną sumę rzędu 40,000. Z całego świata napływały głosy, których łączna liczba niemal dobiła 2 mln. Różne dowcipy wybijały się w różnych kategoriach wiekowych czy narodowościowych — np. Niemców rozśmieszało wszystko na jednakowym, średnim poziomie, wyspiarze, ludzie z Australii i Nowej Zelandii najbardziej lubują się w grach słownych, a Amerykanie i Kanadyjczycy śmieją się najczęściej gdy w opowiedzianej historii ktoś wyszedł na głupka. Ale to kawał o myśliwych był uniwersalnie najśmieszniejszy. Czy Wy ocenilibyście go, jako najlepszy dowcip ever? Może tak, może nie, ale dowcipy, jako takie, towarzyszą nam od początku cywilizacji…
Skąd w ogóle wzięło się poczucie humoru? Jakie mogą być źródła śmiechu? I, co nie mniej ważne, jakie jest pochodzenie dowcipu?
Co jest śmieszne?
Jak to zwykle bywa, wymyślenie kawałów przypisali sobie starożytni grecy. Mitologiczny Palamedes zasłynął z dobrych i innowacyjnych pomysłów. Wymyślił np. śniadanie, obiad, kolację, miary wag, stopnie wojskowe czy walutę. Imponująca (mitologiczna) lista, do której ludzie dodali również dowcipy. Palamedes, jako pierwszy, jeśli antyczni grecy nie zakłamywali rzeczywistości, zaczął opowiadać śmieszne historyjki. Możliwe, że miał bardzo cierpkie poczucie humoru, bo umarł ukamienowany. Ale kopmy jeszcze głębiej — skąd wziął się sam śmiech? Tutaj wchodzimy w mnogość teorii i hipotez.
Platon określił śmiech jako odpowiedź na kończące się uczucie frustracji. Kant rozwinął tę teorię, i tak śmiech stał się „uczuciem rodzącym się z nagłej transformacji napiętej sytuacji w nic”.
V.S. Ramachandran, neuronaukowiec, rysuje taki oto obraz, by nadać śmieszności kontekst: stadko zarośniętych człekokształtnych idzie przez puszczę/sawannę. Nagle coś słyszą — wszyscy stają się spięci i nerwowi. Pierwszy osobnik, który zauważy, że złamanie gałęzi spowodował borsuk, a nie jakiś wielki kot, wybucha śmiechem. Tym samym powiadamia resztę towarzyszy o braku zagrożenia. Na tę wiadomość i inni wybuchają śmiechem. Rozładowanie napięcia, przepływ informacji, borsuk zdezorientowany, plemię bezpieczne.
Wydaje się logiczne. Ale to nie jedyne wyjaśnienie naszego podejścia do śmiechu. Mamy jeszcze teorię uwodzenia, która podparta została danymi statystycznymi.
Bycie śmiesznym jest sexy
Sam Shuster z Norwich University Hospital, prócz ślęczenia nad biurkiem i szukaniem statystycznych korelacji zajmuje się rozśmieszaniem ludzi jako komik-amator. Zauważył (i obliczył), że podczas jego występów aż 75% mężczyzn dodawała swoje trzy grosze do autorskich skeczy. Głównie były to słowne ataki, uszczypliwości. Według Shustera winny jest testosteron. Buzujący w młodych samczych ciałach powoduje wzrost agresji względem mężczyzny skupiającego wzrok kobiet. W końcu zawsze chodzi o sukces reprodukcyjny.
Na żarciki silą się zwłaszcza podlotki — starsi mężczyźni, mający już zapewnioną stabilną pozycję w stadzie, są bardziej wyrozumiali. Mężczyźni okazali się mieć naturalną tendencję do częstszego żartowania, odmiennie niż płeć piękna. Zawsze można spróbować z tekstami na podryw, ale jakoś trzeba konwersację poprowadzić. A co jak co, ale nic nie schlebia chłopakowi bardziej niż dziewczyna śmiejąca się z jego żartów. Dobrze opowiedziany żart może oznaczać mentalną zwinność, wysoką inteligencję, świetną umiejętność wysławiania się — wszystko to, co może czynić romantycznego partnera bardziej romantycznym.
Auto-gilgotki
Ale gdzie chłopak, dziewczyna i śmiech, tam muszą być i łaskotki. Wiąże się z nimi wielka zagadka — dlaczego, gdy łaskoczemy sami siebie, nie wprawia nas to w radosny nastrój? Już Arystoteles głowił się nad tym problemem. Teraz gdy możemy sprawdzić co dzieje się w głowach gilgotanych osób tajemnica samo-stymulacji humorystycznej w końcu może zostać rozwiązana.
Gdy gilga nas inna osoba, aktywują się wyraźnie przynajmniej dwie struktury mózgu — kora czuciowa, do której docierają bodźce ze skóry, oraz przednia część kory obręczy, która inicjuje poprawę nastoju w postaci niekontrolowanych spazmów śmiechu. Gdy jednak sami chcemy się gilgotać, niecny móżdżek rejestruje to i wygasza aktywność ww. struktur.
Ochotników podłączono też do komputera, który opóźniał zainicjowany ruch samogilgotania. Wystarczyły 0,2 sekundy różnicy między inicjacją ruchu, a jego elektronicznym wykonaniem, by ochotnicy sami siebie zdołali doprowadzić do rechotu.
Śmiech obniża ciśnienie krwi, bogaciej obdarza ją tlenem oraz wypełnia endorfinami, zwiększa pojemność płuc, poprawia trawienie, ćwiczy liczne mięśnie, ułatwia leczenie, poprawia nastrój…
Śmiejmy się więc, na zdrowie!
Jednej rzeczy nie rozumiem… A właściwie dwóch. Dlaczego móżdżek zabrania nam autołaskotek i co właściwie było opóźnione i dlaczego. Jakąś wersję dla słabszych poproszę:)
Ale jeśli się śmiać, to całą gębą albo prawą stroną ust. Uśmiech lewostronny jest drwiący i nastroju nie poprawia :D
Eh, wiedziałem, że to zdanie jest zbyt zakręcone :P
Ochotnicy wykonywali ruch, tak jakby mięli się łaskotać, lecz to komputer dotykał ich ciała. Gdy cyfrowe gilgotanie było natychmiastowe – móżdżek hamował stymulację. Jednak gdy ruch został opóźniony o 0,2s móżdżek już nie rejestrował tego jako ruch własnego ciała czy też ruch chociażby przez swoje ciało zamierzony.
Dlaczego tak się dzieje to pytanie o źródło ewolucyjnego sensu łaskotek. Tutaj jest kolejne białe pole do wypełnienia nowymi teoriami – zwłaszcza, że gilgotki posiadają również goryle, szympansy czy nawet szczury. Zdrowotna rola śmiechu to jedno – ale dlaczego w takim razie sami nie możemy sobie podrasować ilości tlenu we krwi tak łatwym sposobem?
dobry ten kawał
Dlaczego sami nie możemy – to proste: po co byliby nam wtedy inni? A tak łaskotki pełnią rolę “spoiwa” społecznego :-)
Ja sam mam najbardziej irracjonalne poczucie humoru, jakie można mieć. Śšmieszą mnie sytuacje najnormalniejsze w życiu, ostatnio uwielbiam wulgarne, rasistowskie kawały (mimo, że jestem osobą naprawdę bardzo tolerancyjną). Lubię takie strony jak electricretard.com, moi znajomi nie wiedzą, co w tym takiego śmiesznego. No i oczywiście nieśmiertelny Monthy Python i South Park!
Dla mnie dobry humor to taki, który jest powoli inicjowany. Kawał nie może być zbyt krótki bo nie wciągnie słuchacza. Choć wiadomo, że każdy ma swoje preferencje i dużo zależy od doświadczeń życiowych i na tym na jakim podłożu humorystycznym byliśmy wychowywani.
Humor może być wulgarny np. “Dzień Śšwira”, inteligentnie-głupkowaty np. “Monthy Python”, głupkowaty np. “Głupi i głupszy” czy zazwyczaj większość amerykańskich komedii, seksualny np. “American Pie”, ironizujący życie “Pulp Fiction” itp. itd.
http://en.wikipedia.org/wiki/Joke#Types_of_jokes
Zaprawdę każdy znajdzie coś dla siebie. Btw.
***
Jedzie podróżnik przez Afrykę, kiedy to pewnego dnia zatrzymuje go jedno z rdzennych plemion tego regionu.
-Śšmierć czy pataha!? – pytają go
-Pataha – odpowiada przestraszony podróżnik
Zaczęli go gwałcić. Po pewnym czasie zrozpaczony mówi:
-Dobra! Wolę śmierć!
Na co plemię krzyczy jednym głosem:
-ŚšMIERĆ PRZEZ PATAHE!