Wiara kontra rozum, religia kontra nauka, Bóg kontra technologia. Im świat starszy, tym konflikt ten staje się wyraźniejszy. Każda ze stron, uzbrojona w coraz to nowe argumenty, okopuje się po swoich stronach barykady. To ścieranie się opinii, które w ogóle nie powinno mieć miejsca, przybiera na sile z dnia na dzień. Duchowni muszą wyginać umysły, by sprostać wymaganiom coraz bardziej sceptycznych wiernych. Ktoś jednak musi dawać nam do zrozumienia, że zawsze istnieje inne wytłumaczenie, zawsze można znaleźć bardziej uduchowioną stronę medalu.
W dzisiejszych czasach, wśród technologii rozwijającej się niesłychanie szybko, strony konfliktu coraz bardziej się polaryzują. Debaty o wyższości nauki nad wiarą mają charakter przekonywania już przekonanego, jak to zgrabnie ujął Pan Parzuchowski — np. gdy redaktor sceptic.com, Micheal Shermer, na dużej naukowej konferencji, prezentuje w wyśmiewający sposób brak logicznych pobudek wiary. Druga strona, złożona przeważnie z duchowieństwa, nie ma twardych, logicznych dowodów za swoją sprawą. Spór ten toczy się więc na różnych poziomach dyskusji i argumenty jednych nigdy nie trafią do drugich. Przez to, że religia stoi od razu na rozumowo przegranej pozycji, łatwo podważyć jej istotność czy wiarygodność oraz powytykać błędy. Każdy chce być po stronie silniejszego — dlatego książki takie jak Bóg urojony Richarda Dawkinsa stają się bestsellerami a The Dawkins Delusion Alistera McGrath’a, dzieło będące krytyką myślenia Dawkinsa, przemykają wśród masowego odbiorcy bez śladu.
Za teren dzisiejszej walki można uznać pogląd na powstanie życia na ziemi czy rozwoju człowieka. Koncepcja Darwinowskiego doboru naturalnego kłóci się z hipotezą kreacjonistów. Ewolucja do dzisiaj nie jest akceptowanym przez Watykan sposobem kształtowania się życia. Co prawda Jan Paweł II określił myśli Darwina jako “coś więcej niż hipotezy”, lecz już Papież Benedykt XVI w wydanym w kwietniu ubiegłego roku dokumencie “Kreacja i ewolucja” pisze, że teoria ewolucji “nie jest w stanie wytłumaczyć wszystkiego”. Właśnie te nieścisłości mają być bronią religii w walce z biologiami – ateistami. Ci drudzy jednak, albo w ogóle nie podejmują walki, uznając, że dyskusja i tak nie będzie miała sensu, albo agresywnie próbują przekonać “ciemnotę” do oczywistego (chcą dobrze — kończy się jak zwykle).
I dzisiaj jednak przebijają się ludzie, którzy szukają idei pogodzenia obu zwaśnionych dziedzin naszego życia. Coraz więcej duchownych zaczyna, szukając oparcia w 5 dowodzie św. Tomasza, głosić tezę, jakoby plan Boga zapisany był w DNA i procesie ewolucji. W ten sposób, Bóg ustanawiając pewne prawa rządzące życiem, stworzył nas na swoje podobieństwo — i tworzy nadal, według swojego planu. Tak nowatorskie ujęcie oczywiście budzi opór bardziej konserwatywnej części wierzących — np. kreacjonistów. Myślę, że tylko taka giętkość i dostosowywanie się religii do odkryć naukowych może sprawić, że będzie ona mogła nie tyle konkurować z rozumem, co wspierać go i uzupełniać. Nie da się tutaj przywrócić stanu, o którym mówił św. Tomasz, lecz można zmienić sposób myślenia o tym naukowo religijnym konflikcie. Tylko, że żadna ze stron jakoś się do tego nie zabiera…
Nauka działa na polu logicznego determinizmu, więc religię może podejść z każdej strony. Ewolucjoniści i socjobiolodzy zastanawiali się na ten przykład, co daje nam Bóg — bo przecież ostał się on na brutalnej drodze naturalnej selekcji. Prawdopodobną odpowiedzią jest opanowanie zwyczajnego lęku. Chociaż można się co do tego kłócić, ogólnie przyjmuje się, że jako jedyne zwierzęta posiadamy świadomość własnej śmierci. Jest to naznaczenie o ogromnej wadze — podważa ono przecież sam sens życia. Człowiek musiał wykształcić więc mechanizmy, które tą trwogę przed śmiercią zmniejszą — powstały rytuały, tradycje, które czynią egzystowanie procesem bardziej spokojnym, pewnym. Wiara w życie pozagrobowe była tutaj gwoździem programu — dorobienie do tej wizji świata istot nim rządzących było tylko kwestią czasu.
Psychologowie społeczni Sheldon Solomon, Jeff Greenberg i Tom Pyszczynski, wypracowali więc tak zwaną teorię opanowywania trwogi (ang. terror management theory), która określa specyficzność naszego zachowania pod wpływem aktywowania lęku przed śmiercią, który jak się okazuje, obniża też naszą samoocenę. Eksperymenty potwierdziły hipotezy badaczy — pokazywanie ochotnikom fotografii trumien, cmentarzy, czy proszenie ich, by wyobrazili sobie co dzieje się z ich ciałami po śmierci, sprawia, że pragną oni w jakiś sposób zmniejszyć wywołany strach – by to zrobić, starają się mocniej wypełniać zasady, które budują ważną dla nich społeczność. Taką grupą dla każdego człowieka jest zgromadzenie ludzi tej samej wiary. Katolik chcący zapanować nad trwogą zacznie więc mocniej przestrzegać zasad moralnych, wierząc, że to pozwoli mu na życie wieczne. Tak, od świadomości własnej przyszłości dochodzimy do potrzeby wiary, potrzeby stworzenia zasad moralnych, które trzeba przestrzegać.
Z frontu naukowego natarcie idzie również ze strony neuropsychologii. Badacze, wykorzystując PET czy fMRI, usilnie szukają tzw. “God spot” — miejsca, które odpowiedzialne jest za religijne przeżycia, uczucia zespolenia się z Bogiem czy po prostu odczuwanie jego obecności. Ochotnicy podłączeni do aparatury starali się jak najgoręcej modlić, przeżywać Boga jak najlepiej umieją. Jądro migdałowate i hipokamp — te dwie struktury, należące do układu limbicznego zajmującego się między innymi emocjami wydają się mieć tutaj decydującą rolę. To właśnie emocje, interpretowane przez korę skroniową jako pochodzące z duchowego świata wydają się więc podstawą przeżyć religijnych – ale co dokładnie jest źródłem? Wyniki te, tak jak i poprzednich badań, mogą być interpretowane różnorako. Ów system neuronów mógł nauczyć się drogą ewolucji doświadczać Boga by nie ulec trwodze przed śmiercią, lecz również mógł wykształcić się też dlatego, że ten duchowy świat istnieje — a my po prostu nauczyliśmy się go odbierać na poziomie nastrojowych przeżyć. Bo jak inaczej mógłby przemawiać do nas Bóg, jak nie pięknymi emocjami?
Ja tam w żadne duchy nie wierzę :D
A co do papieża, to nie sądzę, by na ewolucji znał sie na tyle, ażeby być w stanie stwierdzać, co ewolucja może tłumaczyć, a co nie.
I też nalę do tych, którzy sądzą, iż “wiara” jest warunkowana genetycznie – tylko że jako jeden z przejawów szerszego zjawiska, jakim jest uleganie rozmaitym niesprawdzalnym teoriom. Wiara w rozmaite ideologie niereligijne ma wg mnie te same źródła.
Ja, jak wiesz,poruszałem u siebie ten problem (tak odrobinę). Ale można do tych rozważań podejść z innej strony. Jak Bóg miałby to wszystko organizować od podstaw, to z logistyki powinien dostać pałę. Po co w takim razie śmierć, zniszczenia, gwałty, obozy koncentracyjne, przestępstwa, choroby? Człowiek (i zwierzęta, i rośliny) powinien być zaprogramowany, każda jego czynność powinna być jasna i zgodna z nauką.
Drugą sprawą jest – jeżeli Bóg stworzył cały świat, miliardy gwiazd, gwiazdozbiorów, planet, a i pustkę Kosmosu, to dlaczego w 10 przykazaniach mówi o ośle, że o wole nie wspomnę?
Hoko – jestem ciekaw, jakie wyniki miałyby badania sprawdzające dziedziczność wiary. Tylko trudno, przynajmniej w kulturze chrześcijańskiej, o ochotników :> Księża, a więc statystycznie ci najbardziej Mu oddani, raczej nie mają zbyt wielu potomków :>
Torlin – Osła, cudzołożników i inne kozy wymyślili ludzie – z Boskiego natchnienia, tego się nie dowiemy. Każde jednak Pismo Śšwięte, czy to Biblia czy Koran, odnosi się do spraw raczej codziennych, bo na nich można było najprościej wytłumaczyć “o co w ogóle biega” w tej religii. Tak więc nie wiem czy do końca zwalanie na Boga winy za zwierzęta hodowlane ma sens :P
Trudno tutaj jednak dyskutować – wiara i nauka to dwie różne rzeczy i starcie między nimi wygląda jak próba mierzenia ciśnienia atmosferycznego dwoma guzikami i kawałkiem dachówki :>
Jestem raczej agnostykiem jeśli chodzi o samego Boga a sprawy wiary rozpatruję podobnie jak Hoko(poko). Podoba mi się jednak to, że religia może tak fajnie dopasowywać się naszej naukowej wiedzy. Właśnie to “wyginanie umysłu” jest wg. mnie istotą wiary w dzisiejszych czasach. Bo biolog czy inny fizyk w jednostronnie naukowym postrzeganiu świata, często jest zaślepiony swoją wiedzą.
Albert Einstein powiedział kiedyś, że nie należy tworzyć z nauki Boga. Co prawda ów Władca będzie miał wspaniałe mięśnie, lecz zabraknie mu charakteru…
To ostatnie pytanie, bo mnie jest tu za dużo!
Ciekaw jestem, w jaki sposób przeżyli swoje życie ludzie, którzy umarli przed narodzeniem Chrystusa. Rodzili się, umierali, walczyli, płodzili dzieci, jedli, byli filozofami i wojownikami – i nic nie wiedzieli o prawdziwej wierze? To czym się kierowali?
Przed narodzeniem Chrystusa wierzyli w pola elizejskie, Walhallę czy inne reinkarnacje – chęć życia po śmierci towarzyszy nam od zawsze :>
Gdzieś czytałem, że już w grobie neandertalczyka znaleziono pyłek kwiatowy – czyli już w okresie jego panowania były jakieś obrządki grobowe… no, chyba że go przysypali kwiatami, żeby nie śmierdział :>
[Edit]
Drogi Torlinie, Ciebie nigdy za dużo ;)
Dziedziczności wiary sprawdzić się eksperymentalnie nie da, gdyz to zjawisko jest w zbyt dużej mierze uwikłane w kulturę i nie sposób tu oddzielić wpływów genetycznych od kulturowych. Mozna co najwyżej wyciągać wnioski ogólniejsze na podstawie materiałów zebranych post factum – a jest ich na tyle dużo, że pewne generalizacje stają się uprawnione.
Teloch: Osła wymyślili ludzie, ale… O ile dobrze pamietam to na górze Synaj (czy jak jej tam było…) Jahwe przekazał fizyczne tablice Mojżeszowi, z fizycznie zapisanymi na nich przykazaniami (zapisanymi przez boga – nie przez Mojżesza). Innymi słowy w teorii to nie Ś»ydzi dopisali sobie osła :P Jak dla mnie to słaby bóg, który nie potrafi stworzyć przykazania na tyle uniwersalnego, że musi sie rozdrabniać na osły i woły właśnie…
Hoko: Ostatnio (no może jakiś czas temu :P) biolodzy wyrazili pgląd, że nie najważniejszy jest sam genotyp (DNA), ale też sposób jego realizacji. Innymi słowy na to jacy jesteśmy, nie wpływają głównie geny, a ich ekspresja, która może być zakłócana czynnikami zewnętrznymi (kultura, rodzina etc.). Można zatem zaryzykować rozszerzyć badania dziedziczności nie tylko na stricte geny, ale też na owe wpływy kulturowe właśnie. Podsumowując – wpływy kulturowe możesz traktować na równi z genetycznymi w badaniach dziedziczności wiary – w końcu kulturę też “dziedziczymy” po naszych rodzicach w procesie wychowania (zakłócania ekspresji genów).
Biohazard: chodzi Ci zapewne o fenotyp, czyli wypadkową genotypu i wpływów środowiska. Tylko że “ekspresja genów” to raczej dotyczy samego aspektu przekładania zapisu genowego na konkretne białka, i tutaj to pojęcie nie bardzo będzie się stosować (zwłaszcza zakłocanie ekspresji przez dajmy na to babcię z kijem brzmi nieco kuriozalnie ;) ) W każdym razie wychowanie w żadnym wypadku nie polega na “zakłócaniu ekspresji genów” – raczej by nam to jako gatunkowi na zdrowie nie wyszło.
Wpływy kulturowe SÄ„ traktowane na równi z genetyką, i to nie tylko w przypadku wiary – to jest bardzo szeroki problem, tomy napisano dociekając, czy nasze zachowania są w większym stopniu detrminowane przez geny czy przez “programowanie” kulturowe (w zasadzie cały behawioryzm na tym “programowaniu” się zasadza). Generalnie są obszary gdzie dominujące (albo nawet wyłączne) są wpływy genetyki, i takie, gdzie dominuje kultura. A najwięcej jest takich, w których genetyka tworzy pewien szkielet, jakąś ogólną strukturę, zaś wychowanie czy kultura wypełnia tę strukturę konkretną treścią.
Hoko: O fenotyp właśnie – nie użyłem tego określenia, bo nie do końca by pasowało – fenotyp to już skutek ekspresji genów niejako. A wychowanie polega właśnie na takim “zakłócaniu”, a babcia z kijem to już bardzo dobry przykład warunkowania:) I specjalnie użyłem słowa “zakłócanie” – gdyby jednostkę ludzką pozbawić takich bodźców jak owa babcia, to całkiem inaczej by sie ukształtowała. Takie czyniki powodują właśnie zmiany w ekspresji białek i dlatego mając ten sam genotyp można otrzymać różne fenotypy. Bez “zakłócania ekspresji genów” nie bylibyśmy tym gatunkiem jakim jesteśmy obecnie :)
Warto też wspomnieć, że mutacje (zjawisko w większości przypadków niekorzystne) to przykład nie tyle zakłócania ekspresji, co abberacji powstałych podczas powielania materiału genetycznego (na poziomie komórkowym), mają niebagatelny wpływ na nasz gatunek – nie zawsze negatywny.
Skoro już traktujesz wpływy kulturowe na równi z genetyką (do czego chciałem Cie przekonać, jak się okazuje niepotrzebnie :) ), to możesz badać ich “dziedziczność” (oczywiście pomijając jednostki usunięte ze swojego kręgu kulturowego zbyt wcześnie, aby ten wywarł na nie większy wpływ) – to chciałem wyrazić. Nie ma potrzeby rozdzielać genotypu i wpływów kulturowych w badaniach nad wiarą. I myślę, że wnioski do jakich dojdziesz po zebraniu danych z kilku reprezentatywnych grup wyznawców największych religii świata oraz ateistów, gnostyków etc. nie będą tylko i wyłącznie generalizowaniem. Bardzo ciekawiłby mnie wyniki takich obserwacji, dlatego zachęcam Cię do zbadania zjawiska dziedziczności wiary :)
Zajmują się tym mądrzejsi ode mnie. A Tobie radzę trochę wolniej pisać, bo zdaje się, że palce wyprzedzają myśl… ;)
Hoko: Niekoniecznie mądrzejsi, tylko ci, którym udało się do czegoś dojść w środowisku naukowym… A to nie zawsze wiąże się z inteligencją i mądrością niestety.
Ale może masz do polecenia jakieś raporty z badań w tej materii?
Palce wyprzedzają myśl – w sensie stylistyczno-interpunkcyjno-literókowym, czy odnośnie wypisanych przemyśleń?
Trochę spóźnione, ale dopiero teraz odkryłam, że prowadzi się tu takie ciekawe dyskusje :) Mnie również sprawa wiary bardzo interesuje. Jestem niewierząca, ale nigdy nie próbowałam (i nie zamierzam) spierać się z ludźmi wiary i przekonywać do tego że Boga nie ma. Z dwóch względów: pierwszy to taki, że te spory sa pozbawione sensu ponieważ kazdy znajdzie argumenty dla poparcie własnej tezy, takze prowadzenie takiej dyskusji mogłoby trwać wieki. Drugi – wychodze z założenia, że ludzie wierzący z jakichś powodów chcą wierzyć. Wiara daje nadzieję, ale również jest wyznacznikiem dobra i zła. To, że mi wiara nie jest potrzebna ani do jednego ani do drugiego, nie znaczy, że dotyczy to wszystkich. Nie lubię jedynie, gdy druga strona przekonuje mnie, ze muszę być bardzo nieszczęśliwym człowiekiem skoro jestem niewierząca. Nie trafia, ze moim celem w zyciu nie jest znaleźć się w niebie, ale doskonalić samą siebie. Doskonalić, czyli stawać się kimś lepszym. Czy to nie znaczy, że jestem “bardzo dobrym katolikiem” i być może to właśnie ja znajdę się w niebie? Nie trafia. Dlatego uważam, że wiara wielu ludzi bardzo ogranicza. Podziwiam księży, którzy idą z prądem nauki. Są przykładem na to, że jedno drugiego wcale nie musi wykluczać.
Ktoś powiedział “Bóg umarł” – obecnie nie ma rzeczy, której nie można by wytłumaczyć w sposob naukowy np stygmaty. Nauce wiele zawdzęczamy, odcinanie się od niej nie ma sensu. Niektorzy mocni w gębie konsekwentnie powinni dołączyć do amiszów.
Witam, a ja dopiero teraz odkryłam stronkę i bardzo podoba mi się to co napisałaś, bo to tak jakbym to Ja napisała. Z tym , że Ja wierzyłam, i teraz zdaję sobie sprawę, że wierzyłam czy ” automatycznie ” chodziłam do Kościoła właśnie dlatego, że było u mnie uwarunkowane genetycznie- odziedziczyłam wiarę i może teraz jak Ktoś to ujął, poszukuje prawdy – pewnie dlatego , że nie wierze w Kościół ( miał być ubogi) czyt. KLER i pseudo “katolików ” walących co niedzielę na mszy głową w posadzkę, a po wyjściu są tymi Ludzmi , którymi zawsze byli: agresywni, przeklinający : tacy jak spod Krzyża Pałacu Prezydenckiego :
Neurotyk : ciekawy artykuł
Piszesz: Duchowni muszą wyginać umysły……. a ja myslę, że ich interesuje tylko władza i bogactwo, dla mnie to Sekta, jak każda Inna ( to po obejrzeniu dokumentu : Legion Chrystusa :
No bo jak np porównać wielkość kary w sprawie Ks. Lemańskiego ” za nieposłuszeństwo ” otrzymał -suspensę , a np sprawa Księdza z Tarchomina, za gwałt – pedofilie z prawomocnym wyrokiem, dalej udzielał sakramentów, odprawiał Msze , przez 10 lat do nastepnego aktu pedofilii. Przyzwolenie w Sekcie jest na Pedofilie , a na własne zdanie – NIE
To tyle, bo sie za bardzo nakręciłam
Pozdrawiam wszystkich Inteligentnych :))
Przytoczone przez Ciebie słowa Nietzschego fajnie zostały wykorzystane podczas kampanii promującej chrześcijaństwo bodajże w Indiach. Rozdawali wtedy koszulki z takim nadrukiem:
“Bóg umarł”
– Fryderyk Nietzsche
“Nietzsche umarł”
– Bóg
;)
Zgadzam sie z Twoimi poglądami całkowicie – ostatnio nawet prowadziłem bardzo ciekawą dyskusję z osobą posiadającą wielką wiarę. Miała ona dość wykrystalizowane pojęcie o ateistach, jako tych, którzy żyją wyścigiem szczurów i są dość płytcy jeśli chodzi o kwestie moralności czy etyki. Tak wcale nie jest – każdy z nas ma jakieś normy, prawa, granice, które przestrzega. To, że nie wisi nad takimi osobami wizja piekła nie znaczy, że robią co się im żywnie podoba. Śšwietnym przykładem jest tutaj ścieżka doskonalenia się – to człowiek staje się niejako Bogiem i wyznawcą w jednym. Sam sobie ustanawia prawa i sam ponosi konsekwencje ich łamania. Uogólnianie i przyklejanie łatek nigdy nie przynosi niczego dobrego – znajdziemy złych i dobrych ludzi tak wśród głęboko wierzących, jak i ateistów.
I witam serdecznie na stronie ;)
Ha! Tak coś czułem z tym Darwinem.
Nie leży ta teoria Kościołowi chyba najbardziej ze wszystkich teorii naukowych. Prawdziwy katolik nie może być ewolucjonistą. Te dwa poglądy są sprzeczne wobec siebie…
“Rozdawali wtedy koszulki z takim nadrukiem:
“Bóg umarł”
– Fryderyk Nietzsche
“Nietzsche umarł”
– Bóg”
I to jest właśnie przykład katolickiej moralności – zawsze pytam katolików, czy słyszeli jak ich bóg to mówił. Oddzielną kwestią jest nabijanie się z szaleństwa wybitnego człowieka, który oszalał, bo zrozumiał że cały Śšwiat opanowany jest przez cwanych “szamanów” i nic z tym nie da się zrobić. Gorąco polecam przemyślenia ateisty Kazimierza Łyszczyńskiego, skazanego na karę śmierci za ateizm w 17 wieku
Einstein powiedział również że wiara to “dziecinne przesądy” i w pełni się tym zgadzam.Stworzyliśmy wiarę z lęku przed śmiercią i dla zaspokojenia swoich potrzeb psychologicznych-bezpieczeństwa,miłości.Osobiście jestem ateistką:)
A odnośnie ateistów to zauważyłam że często są stokroć lepszymi ludźmi niż wierzący hipokryci,którzy nie stosują przykazań swojej wiary w życiu ,ich “wiara” to rytualizm.
A co tam, też się podzielę swoja opinią, skoro dotyczy to nas wszystkich (w końcu Polska to kraj prochrześcijański).
Jak już Teloch skomentował, któryś mój wcześniejszy komentarz – bogowie to naturalne wytłumaczenie zjawisk, których nie da się dostępną w danym czasie wiedzą wyjaśnić; to także czyni ich patronami tych zjawisk. Mieliśmy więc popularnego boga słońca (w różnych częściach świata):
http://pl.wikipedia.org/wiki/B%C3%B3stwo_solarne
oraz wiele innych:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:B%C3%B3stwa
Człowiek dawniej nie potrafił niczego zbyt logicznie wyjaśnić (w starożytnej Grecji zaczęło się to powoli zmieniać), dlatego nadawał pewnym zjawiskom przyczynę boską – bach i temat zamknięty.
Jedyny problem w tym, że te racje ułożone kolejno jak kostki domina z przemijaniem czasu zaczęły kolejno upadać – jeden po drugim. I choć ktoś tam próbował to zatrzymać lub dosztukować jeszcze kilka elementów na końcu to suma sumarum i tam nie mógł temu zapobiec.
W czasach kiedy władca stawiał się na równi z bogami, a przemoc i wymieszanie się kultur przez liczne wojny (tu nie bez znaczenia jest wyprawa Aleksandra Wielkiego do Indii) prowadziły do ogólnego zamieszania. W tle tego kwitnęła powoli religia Jedynego Stwórcy, miłosiernego zbawiciela.
Teraz odsyłam do powieści “Quo Vadis” Henryka Sienkiewicza by lepiej pojąć, jak to wyglądało w tamtych czasach “prawdziwe chrześcijaństwo”. Nawet znalazłem porównanie (choć nie wiem czy stosowne). Neron będąc “wielkim” poetą chciał stworzyć “wielkie dzieło” jednak w jego przekonaniu “wielkie dzieło” wymagało “wielkiego natchnienia” – spalił więc będący w sromocie Rzym, by cały brud miasta spłyną. Tak, więc tu mam porównanie do słynnej Sodomy i Gomory (wydarzenie plasowane na 1800 lat p.n.e).
Btw. przykład Nerona to ciekawe połączenie filozofii z XIX i XX w. gdzie poeci stawiali się na równo z stwórcą.
Tak więc chrześcijaństwo zaczęło żyć własnym życiem, powoli opanowując całą Europę (swoista moda). Ludzie mieli co chcieli: jeden bóg, jasne prawo – bądź “jaki masz być” a pójdziesz tam “gdzie powinieneś pójść”. Coś jednak w tej machnie przestało działać… Po upływie kilku kolejnych wieków, ludzie zaczęli luźno interpretować swoją wiarę. Zaczęły kwitnąć nowe religie, księża się bogacili (słynne odpusty), a wojny na tle religijnym stały się bardziej powszechne (początek Reformacji). Powoli coraz więcej osób (w moim przekonaniu) zaczęło sobie zadawać pytanie: Gdzie te miłosierdzie?
Śšwiat poszedł do przodu, nauka zaczęła być coraz bardziej powszechniejsza, a kolejne kostki z domina upadały. Na tym etapie było już kilkaset kultur, różniących się od siebie mniej lub bardziej. W czasach gdzie wolność słowa istnieje, coraz silniej do głosu zaczął dochodzić ateizm (a raczej ateiści). Uzbrojeni już w XX w. w arsenał wyników wieloletnich badań, zaczęli powoli obalać kolejne “bóstwa” oraz “fakty” Biblijne.
Obecnie żyjemy w takich czasach, gdzie ludzie sami nie wiedzą, w co wierzą. Z jednej strony mamy naukę, z drugiej religię. Obie grupy są tak samo mocne (to ten czas historii, w którym tak być musi). Nie pozostawia jednak wątpliwości, że grono niewierzących z roku na rok rośnie coraz bardziej.
http://strony.aster.pl/ciekawe/ateizm/tabela.html (ilość niewierzących w danym kraju)
Faktem też jest, że sama religii obchodzi nas wciąż mniej i mniej (wspomniany już w komentarzach “wyścig szczurów”). JEDNAKŚ»E… Sam nie wiem co w tym momencie mam napisać, mógłbym jeszcze poruszyć wiele spraw. Tak jak już Teloch zadaje się wypowiedział – o tym książkę można by napisać.
Jeszcze z ciekawostek:
1. Niedawno Benedykt XVI po porozumieniu z korporacją Google stworzył swój kanał na YouTube. Jest to z pewnością krok idący z duchem czasu i ukłon w stronę Internetu. Kanał znajduje się tutaj: http://www.youtube.com/user/vatican
2. Jest filmik (również na youtube) przedstawiający różnice kulturowe/wiary pomiędzy grupami społecznymi:
http://www.youtube.com/watch?v=kAIpRRZvnJg
PS. Jednak nie zapominajmy o tym co chrześcijaństwo nam daje… To prawo moralne, które trzyma nas jeszcze wkupie, by drugi raz nie trzeba było palić miast skażonych takim grzechem jak Sodoma i Gomora. To prawo, które mówi m.in. “nie zabijaj” i karmieni nim od dziecka ciężej popełniamy taką zbrodnię. Po, której mamy jeszcze długie lata wyrzutów sumienia
PS2. To naprawdę wyczerpujący komentarz z mojej strony, mam nadzieję, że za wiele pomyłek i błędów nie popełniłem pisząc go. Jeśli takie wystąpiły to najmocniej przepraszam :)