Psychologia, neuropsychologia, mózg

Wytrzeć buty o pacjenta

Terapia psychologiczna kojarzy nam się zazwyczaj z kozetką, lekami lub systemem 12 kroków do oświeconej trzeźwości. Jednak programów dojścia do psychicznej normalności jest tyle ile koncepcji ludzkiej osobowej złożoności. Szkoły terapeutyczne przerzucają się świetnymi wynikami, nowoczesnymi metodami, dobrem klientów. Ostatnio coraz większą popularność zdobywa dość młoda metoda NLP, której poziomu komercjalizacji pozazdrościłby sam Freud. Dlatego ciesze się, jak na horyzoncie pojawia się świeże spojrzenie, które nie tyle stara się pogłaskać wszystkich za uszkiem i dopasować się do masowego odbiorcy, lecz temu masowemu odbiorcy staje kością w gardle. Dzisiaj przedstawiam wywiad z Frankiem Farellym, twórcą terapii prowokatywnej.

Gdy klientka przyszła na pierwszą sesję, lał deszcz. Zapytałem ją, czy czuje się jak szmata. Przytaknęła. Więc wytarłem buty w jej sukienkę. Na drugiej sesji lekko ją kopnąłem. Na trzeciej mi oddała.

Z psychoterapeutą Frankiem Farellym, twórcą i propagatorem terapii prowokatywnej, rozmawia Dorota Frontczak

Czy terapia prowokatywna to nowa szkoła w psychoterapii?

Na początku na pewno tak o tym nie myślałem. Pamiętam dokładnie dzień, od którego wszystko się zaczęło. Byłem młodym terapeutą, pracowałem w projekcie badawczym z Carlem Rogersem na początku lat 60. w Szpitalu Stanowym Mendota. To był mój 91. wywiad z chronicznym schizofrenikiem, miał 33 lata i był hospitalizowany, ale jego stan się nie poprawiał, terapia zmierzała donikąd. Pracowałem z nim tak, jak mnie nauczono – powtarzałem mu jak mantrę: – Jesteś wiele wart, twoje życie może się zmienić. A on odpowiadał mi odwrotnie: – Jestem nic niewart, moje życie się nie zmieni. I tego dnia, podczas 91. wywiadu, poddałem się i spróbowałem czegoś odwrotnego. Zacząłem zgadzać się ze wszystkim, co mówił. I to był szok. Zaczęło mu się poprawiać w ciągu godzin i dni, nawet nie tygodni.

Co mu Pan powiedział?

Ś»e jest beznadziejny jak cholera i że mnie męczy. Używałem naprawdę rozbudowanych, przegiętych metafor.

I co?

Facet zaczął się trząść ze śmiechu. Ś»eby pojąć, jak szokująca była to reakcja, trzeba wiedzieć, jak wygląda chroniczny schizofrenik. Siedzi na skraju krzesła zgarbiony, bez ruchu, z twarzą bez mimiki, bez emocji. Moje wcześniejsze wspierające teksty on po prostu puszczał mimo uszu. Moglibyśmy tak spędzić kolejne 91 spotkań, a on by dalej stał w miejscu albo się cofał.

Właśnie – regres, ulubione słowo psychoterapeutów. Tymczasem mój pacjent powiedział: – Nie czuję się, jakbym miał regres, czuję się, jakby mi miał fiut odpaść. A ja na to: – Teraz, gdy mamy nowoczesną chirurgię, możesz sikać nawet lewą ręką. A jak dalej będziesz się cofał, to staniesz się dzieckiem i będę cię karmił papką, potem zacznę ci zmieniać na terapii pieluchy, a będzie ciężko, bo masz wielki tyłek. A potem staniesz się sławny. Pacjent: – Jak to sławny?

– Będziesz pierwszym niemowlakiem z owłosieniem łonowym!

To ryzykowne mówić coś takiego osobie, która cierpi, może ma myśli samobójcze.

Cierpi? Wygląda jak zepsuty robot, który powłóczy nogami! Co ryzykuję? On nie może wpaść w depresję, bo już w niej jest.

Tymczasem on nie dość, że się nie załamał, to się zarumienił. Widziała pani kiedyś schizofrenika, który się rumieni? To wbrew nauce. Schizofrenicy się nie rumienią! I nie gadają jak najęci. On nawijał: – Pewnie nie uwierzysz, ale nie zawsze było ze mną tak źle, w szkole byłem kapitanem drużyny. Udałem, że nie wierzę.

– Tak – rozkręcił się. – To przyjdź do mnie, pokażę ci puchary z meczów.

Rany, pomyślałem sobie, to niesamowite. Takie zaczepne podejście prowokuje wyraźną poprawę. On naprawdę wydobrzał. Potwierdziły to badania innych psychologów.

Jak to zadziałało? Przez zaskoczenie?

Na pewno też, bo przełamałem cały ten bełkot kliniczny i zamiast go prowadzić czy wspierać, czy Bóg wie co, zacząłem z nim po prostu gadać. Jak facet z facetem – zwykłym językiem, z przezwiskami, z żartami – czy nie tak rozmawiają kumple? Właśnie w ten sposób pokazują sobie zainteresowanie i ciepłe emocje – drocząc się.

Po sześciu spotkaniach on opuścił szpital! Naprawdę. Na odchodnym powiedziałem mu: – I tak zaraz tu wrócisz. A on – że nie.

Po półtora roku faktycznie wrócił. Był w końcu pacjentem naszego programu badawczego. Zapytał mnie: – Po co robią mi te testy?

– Dla nauki – odparłem. – Dla generacji schizofreników, którzy się jeszcze nie narodzili. Odpowiedział: – Mam gdzieś rzesze schizofreników, ja chcę pomocy dla siebie! W życiu nie widziałem, żeby schizofrenik tak walczył o swoje, z taką pasją.

Odkryłem, że mój pomysł na terapię był dobry. Zacząłem go rozwijać.

Poddał się Pan superwizji?

Przełomowe odkrycia w psychologii nie mogą być pod superwizją! Oczywiście musiałem zdawać relacje z wyników i robiłem to. Moja kolejna pacjent-ka była w szpitalu od 15. roku życia, teraz miała lat 30. Była antypatyczna i agresywna. Dogryzałem jej strasznie. I za każdym razem ona protestowała, że nie jest z nią aż tak źle.

– Ja jeszcze panu pokażę! – powiedziała któregoś razu i faktycznie, niedługo potem zdobyła pracę. Weszła do mnie do gabinetu na kolejne spotkanie i mówi: – Zanim pan cokolwiek powie, uprzedzam, że zdobyłam pracę.

Zapytałem, czy jako eksponat w gabinecie osobliwości.

Chce Pan powiedzieć, że pacjenci zdrowieją na złość?

Tak. Widzi pani, mój pomysł na terapię jest prosty, tylko nikt nigdy nie odważył się go zrealizować. Ale jestem pewien, że wszystkich terapeutów wkurzają pacjenci, którym się nie poprawia, i w głębi duszy myślą to, co ja po prostu mówię. Czemu nie powiedzą na głos tego, co samo aż się ciśnie na usta? Bo takie jest status quo i spuścizna humanizmu. Tak się nie robi, ludziom okazuje się szacunek, zachowuje się formy. Jak ktoś ma depresję, trzeba go pocieszyć, zachęcić, a nie dołować.

Ja pacjentowi zakomunikowałem to, co o nim pomyślałem, i odkryłem, że taka szczerość działa uzdrawiająco.

Ależ to strasznie ryzykowne, gdy przychodzi pacjent z myślami samobójczymi, a Pan mówi: no dalej, zrób to!

Ja tak nie mówię!

A co Pan mówi?

Mówię: ‘Myślisz, że bez ciebie będzie ludziom lżej? Cóż, jest w tym na pewno wiele racji. Tak to twoja rodzina musi cię wciąż odratowywać, przywozić do szpitala, martwić się, a jak już będzie po, odetchną i powiedzą: teraz mu już lepiej, śpi w Panu…’. I tak dalej. Zresztą, o pracy z samobójcami można by napisać całą książkę. Samobójstwo to szósta w kolejności przyczyna śmierci w USA.

Mimo wszystko, gdy przychodzi ktoś w depresji, myśląc, że jest beznadziejny, a Pan go w tym utwierdza, nie boi się Pan zrobić mu krzywdy? Przecież może się mu pogorszyć, może się targnąć na własne życie.

Primum non nocere – no tak… Im leczenie ma większą moc, tym więcej ryzyka – efektów ubocznych i zagrożeń. Jedyne leczenie, w którym się nic nie ryzykuje i które nie ma efektów ubocznych, to terapia gumą do żucia.

Z jakimi zaburzeniami psychicznymi pańska metoda sobie nie radzi?

Statystyki, które prowadzę, mówią same za siebie – mam wyleczenia w granicach 90 proc. I to nawet w przypadkach beznadziejnych. Wyleczyłem kiedyś kobietę z katatonią. Nie miała jeszcze 30 lat. Od pół roku nie wydała z siebie dźwięku. Pamiętam, że postawiłem dziesięć dolarów na to, że w ciągu tygodnia wydobędę z niej prawidłowe, pełne zdanie po angielsku.

Psychiatrzy zastrzegli, że nie może to być nic nieetycznego. – Przyprowadźcie ją tu – zacząłem wywód. – Ona traktuje nas jak meble, patrzy przez nas na wylot, jakbyśmy byli krzesłami. Ja też potraktuję ją w ten sposób. I wy mi w tym pomóżcie – nie patrzcie na nią od dziś w ogóle, najwyżej przez nią, jakby jej nie było.

Mój plan był taki: będziemy jej codziennie siadać na kolanach, jakby była krzesłem. A było kilku pielęgniarzy z naprawdę ciężkim dupskiem. Siadaliśmy wygodnie, przeciągaliśmy się, zakładaliśmy nogę na nogę – robiliśmy wszystko to, co robi się, siedząc na krześle. Każdy chłopak wie, jak to boli, kiedy potrzyma się swoją dziewczynę dłużej na kolanach – jest słabo.

Nasza pacjentka po siódmej zmianie zareagowała ruchowo, popchnęła siedzącego. Potem zaczęła pomrukiwać. Ale nie, powiedziałem, to się nie liczy. Aż w końcu po półgodzinie siedzenia wybuchła śmiechem i krzyknęła: – Zejdź, do cholery, z moich kolan!

Proste? Zajęło mi to tylko jeden dzień.

Skąd wiedział Pan, że się uda?

Ma pani chłopaka? Skąd pani wiedziała, że się uda? Zaryzykowała pani! Ja robię to samo. Oczywiście, nie jest to ryzyko na śmierć i życie. Trzeba mieć dar obserwacji i wyczucie.

Czemu jej Pan np. nie szczypał?

Siedzenie na kolanach o wiele mocniej i bardziej upiornie boli. A mimo wszystko nie da się w ten sposób zrobić nikomu krzywdy.

Ale postawiony był warunek. Czy to etycznie siadać na kimś jak na krześle?

A czy to etyczne zostawić kogoś w takim stanie, by wiódł życie warzywa? Nie stała jej się krzywda ani fizyczna, ani psychiczna. Jej katatonia trwała już sześć miesięcy – przechodziła w chroniczną. Z takiej ludzie już najczęściej nie wracają.

Niestety, podejście psychiatrów jest takie: to nieuleczalne, niech więc zgniją. Ja uważam, że czasem warto postawić na szali etykę, by zawalczyć o czyjeś życie.

Jak reagują pacjenci na pierwszej wizycie, kiedy Pan ich znieważa? Bo jest Pan wobec nich niegrzeczny, chyba Pan przyzna? Obraża ich Pan!

Jakiś dziennikarz zadał ostatnio takie pytanie na warsztatach w Berlinie. – Jak się pani czuje, kiedy Frank tak panią znieważa podczas terapii przez bite pół godziny?

– Znieważa? Jak to? – zapytała.

Ja ich nie znieważam, tylko powtarzam to, co oni myślą o sobie przez wiele miesięcy i lat. To, co mówią im od lat: rodzina, nauczyciele, współpracownicy itd. I to, co oni wyobrażają sobie, że powiedzieliby im obcy ludzie, gdyby ich znali. To trzy główne źródła myśli o sobie i wszystkie są negatywne. Oni myślą o sobie tylko to, oni w tych myślach utknęli i nie ma siły, która by ich z niech wykopała. Jak zdarta płyta. Ja staram się interweniować i ja się z nimi zgadzam aż do granic absurdu.

Pacjentka mówi:

– Czasami sobie nie ufam.

– Bo masz powody – odpowiadam. – Jesteś niedojrzała. Gdybym był tobą, też bym ci nie ufał!

Ona się uśmiecha lekko i mówi: – Jeszcze czuję się trochę zdziecinniała…

– To nie uczucie, to fakt! – krzyczę.

Bo tu chodzi o to, żeby te myśli odkryć i je uzewnętrznić. Pacjenci się całe życie boją, że ludzie tak o nich myślą, bo oni tak o sobie myślą.

Gdy wreszcie to usłyszą i zobaczą, że mimo to ja ich nie przekreślam, że się uśmiecham, że mam dla nich mimo wszystko życzliwość, przestają się bać. Już nie mają czego.

Pacjentka, wychodząc z sesji, mówi: – Nikt mi tego nigdy nie powiedział.

– Bo ludzie są trenowani, żeby kłamać takim jak ty.

Napisał Pan, że 90 proc. pacjentów kiedyś wraca.

Tak. Niech pani zgadnie dlaczego.

Nie wiem.

Bo ktoś wreszcie zrozumiał, co myślą i czują, a nie atakował wspierającymi gadkami, które trafiają jak kulą w płot. Wreszcie wiedzą, że przy kimś mogą być sobą i nie ma ściemy, nic nie wisi w powietrzu. Mogą się ze mną pokłócić i ja się nie obrażę.

To, że obcy człowiek, terapeuta, się z nimi zgadza, powoduje zgrzyt w ich utrwalonej przez lata machinie mentalnej.

Dziennikarze i inni terapeuci się trzęsą – co, jeśli stanie się coś złego, jeśli się pogorszy itd. A co, jeśli stanie się coś wspaniałego? Czy jesteście otwarci na taką możliwość?

Czytałam w Pana książce o kobiecie, w której sukienkę wytarł Pan buty. To już było przegięcie.

Ona miała tendencje samobójcze. Była młoda, ładna i kompletnie bez życia. Akurat lał deszcz, kiedy przyszła na pierwszą sesję. Zapytałem ją, czy czuje się jak szmata. Przytaknęła. Wtedy z dobrotliwym uśmiechem na twarzy wytarłem buty w jej elegancką sukienkę. Siedziała właściwie obojętnie, tylko płaczliwym tonem poprosiła, żebym przestał. Ale przyszła na drugą sesję. Wtedy lekko ją kopnąłem. Na trzeciej sesji mi w końcu oddała.

To była jej droga wyjścia. Zamiast kierować agresję na siebie, skierowała ją przeciwko mnie. W końcu wyrzuciła złość skierowaną do męża, który ją zdradził i zostawił.

Terapia prowokatywna skupia się tylko na zachowaniu?

Tak, to bardzo behawiorystyczny nurt. Oparty na emocjach, postawach i schematach.

A traumy, motywacje, dzieciństwo, nieświadomość?

Ja mówię tak: jeśli coś jest źle, jest źle teraz. Nie 30 lat temu. A ‘nieświadomości’ nie sposób udowodnić ani wyjaśnić. Jest nieużyteczna. Marzeniem terapeuty jest zobaczyć poprawę – w zachowaniu, w stanach emocjonalnych. Widzieć ludzi wychodzących ze szpitala. Nawet rząd, który finansuje szpitale, i sami pacjenci chcą widzieć to samo. Poprawę!

Metodą prowokatywną można leczyć każde zaburzenie i chorobę?

Tak. Niektórzy terapeuci wierzą, że podejście behawioralne to tylko łatanie chorej psychiki. Ale dlaczego leczymy duchy, skoro przychodzą do nas ludzie. Dlaczego psychoterapia porusza się po literackim opisie i abstrakcji, jak nieświadomość, skoro są o wiele prostsze, często przyziemne wytłumaczenia stanu pacjenta. Lepiej skupić się na zachowaniu, niż wmawiać pacjentowi motywy, postawy, kompleksy, czy to ojciec jest winny, czy ciotka.

Kiedy zastanawiamy się, która szkoła terapii ma rację, trzeba spojrzeć, kto ma efekty. Podoba mi się taka definicja: psychoterapia jest tym, co działa.

Skoro ma Pan takie efekty, czemu cały świat nie oszalał na punkcie terapii prowokatywnej?

(Śšmiech) Każdy powinien! Na każdym polu ludzkich wysiłków, czy to w sztuce, czy w muzyce, czy w nauce, każdego pioniera najpierw chciano ukrzyżować. Wystarczy przypomnieć sobie historię Pasteura. Przez dziesięciolecia śmiali się z niego i jego mikrobów, dalej operując pacjentów brudnymi rękoma.

Dlatego, że w relacji klient – terapeuta to terapeuta jest mocny i mądry, a klient słaby i bezbronny. Nie można kopać leżącego. Poza tym sprawa jest poważna – tu chodzi o cierpienie, o kwestie życia i śmierci.

Ja jestem bardzo serio, jeśli chodzi o człowieka, który przede mną staje. Ale jednocześnie chcę wycisnąć z niego choróbsko. Nie poradzę nic na to, że skuteczną metodą jest śmiech i to, żeby klient nabrał do siebie dystansu. Za to kocham moją pracę. Gdybym miał być grobowo poważny, co to by było za życie?

A tak można je sobie umilić, nabijając się z klientów.

Parodiuję klientów, fakt, a co mam zrobić, gdy przychodzi do mnie kobieta – 150 kg przy wzroście 168 cm? Stopa jak yeti – ze 45. Ledwo weszła do mojego gabinetu. No, nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem.

Ja bym się zasmuciła. To przykre, gdy ktoś tyle waży.

E tam, każdy waży tyle, ile waży. Przyszła kiedyś kobieta i zapytała, czy ją zahipnotyzuję, żeby straciła na wadze. Powiedziałem: nie! Zdziwiła się. Ale mnie nie obchodzi, ile kto waży. Waży, ile waży i już.

Bardzo często problemy z wagą wynikają z negatywnej oceny innych ludzi, z potrzeby dostosowania się do otoczenia, a nie z wewnętrznej potrzeby. Jak ktoś lubi jeść, niech je. Dlaczego ma spełniać oczekiwania przechodniów albo kolegów z pracy?

Wróćmy do tej kobiety, która musiała wtoczyć się bokiem do mojego gabinetu. Zapytała, gdzie ma usiąść. Wyraziłem obawę, czy którykolwiek z mebli to wytrzyma.

Ja bym umarła, gdyby ktoś mi powiedział coś takiego.

Ale dlaczego? Przecież wystarczy spojrzeć w lustro. Bądźmy wobec siebie szczerzy i prawdziwi. Tego przecież oczekujemy od innych.

Wizerunek ciała to rezultat wielu czynników: tego, jak czujesz swoje ciało, jak ci służy, jak o nim myślisz, jakie masz nastawienie do obowiązującego kanonu piękna. Wiele osób otyłych ma pozytywny obraz siebie. I wiele osób, choć wygląda super, torturuje się myślami o każdym centymetrze kwadratowym swojego ciała.

Bo my nie myślimy o sobie obiektywnie, ale subiektywnie, i tylko ten subiektywny świat jest dla nas ważny. Ja daję klientom sprzężenie zwrotne. Jestem wobec nich szczery i nie udaję. Co, miałem nie zauważyć, że jest gruba, czy co? Zapytałem więc, ile ton waży. A ona wcale się nie popłakała. Wręcz przeciwnie – parsknęła ze śmiechu!

W końcu powiedziałem: – Pewnie już ktoś ci mówił, że kopiesz sobie grób? Przytaknęła. A ja na to: – Cóż, każdy na coś kiedyś umiera.

W końcu spuściła wzrok i wyznała, że kocha jeść. Powiedziałem: – Gdybyś jadła same brokuły, mogłabyś dodać ze trzy lata do swojego życia. – No i co z tego – odpowiedziała. Więc zacząłem mówić o śmierci, że jak umrze, nikt nie da rady podnieść trumny itd.

Ile czasu trwa terapia?

Zazwyczaj kilka spotkań. Choć są oczywiście najróżniejsze przypadki. Alkoholika w ciągu dwóch spotkań nie wyleczę.

Pracowałem z najróżniejszymi przypadkami – od dwuletnich bliźniaków do stuletniej staruszki. Terapie indywidualne, małżeńskie, grupowe. Pracuję już 50 lat.

Słyszałam, że dziś na terapii jednej kobiecie nie nagrała się sesja na kasetę. Dlaczego to ważne, żeby mieć kasetę?

Warto ją mieć i raz na jakiś czas słuchać. Gdy się uczymy, ważne jest powtarzanie. A tu chodzi o naukę nowego zachowania, nowego siebie

Rozmawiała: Dorota Frontczak
źródło: Wysokie Obcasy

By jakoś zamknąć kwestię wywiadu, krótki filmik z oceną warsztatów terapii prowokatywnej:

Szczerze powiedziawszy jestem rad, że taka terapia powstała i dobrze sobie radzi. Takie anty-empatyczne podejście jest jak kubeł zimnej wody tak dla użalających się nad sobą pacjentów, jak i dla młodych psychologów. Co prawda grubo bym się zastanowił nad taką terapią w przypadku ciężkich chorób psychicznych, lecz na mniej poważne przypadki – dlaczego nie? Człowiekowi się tylko wydaje, że jego stan jest taki skomplikowany. Proste nazwanie problemu, wyśmianie, spotęgowanie, zrobienie z niego karykatury to szybka lekcja stąpania mocno po ziemi.

A jak Wam się podoba wycieranie butów o ubranie pacjenta?

Your subscription could not be saved. Please try again.
Pomyślnie zapisano adres! Sprawdź swoją skrzynkę!

Ostatnie artykuły

Czy sztuczna inteligencja trenowana w ludzkim mózgu dalej jest sztuczna?

Wydawać by się mogło, że nowe wersje GPT pojawiają się praktycznie co tydzień. Każde wydanie tego behemota wiąże się jednak z ogromnymi kosztami, które możemy ograniczyć poprzez uruchomienie AI wewnątrz małych ludzkich mózgów. To nowe podejście może faktycznie zadziałać, jeśli tylko będziemy przygotowani na ewentualne etyczne problemy z tym związane.

Mniejsza o covid, noś maskę, żeby podkreślić swoje piękno!

Maseczki pojawiły się w naszym Europejskim życiu niczym Elon Musk w Twitterze — obiecały pomóc, wprowadziły niebagatelny zamęt, wszędzie się walały, i podniosły nie jedną brew zdziwienia. Niektórzy badacze twierdzą jednak, że maska może uczynić nas pięknymi, jeśli nie zostaniemy po drodze naznaczeni jej ponurą klątwą…

Hipnozą w jelita

Zespół jelita drażliwego to przypadłość nie tylko przewlekła, dość nieprzyjemna, lecz także występująca dość często, bo nawet u około 11.2% ludzi na całym świecie. Choroba ta, zwana też IBS (z ang. Irritable Bowel Syndrome), charakteryzuje się nawracającymi zaburzeniami jelit i ciągle niewyjaśnioną przyczyną. Jak to z jelitami bywa, ulgę może przynieść specjalna dieta, lecz coraz częściej wśród środków leczniczych wymienia się hipnoterapię. Jak skuteczna może być taka terapia i na czym ona polega?

28 Comments

  1. JJThompson

    Kilka miesięcy temu był wywiad z Frankiem Farellym u Dariusza Bukalskiego w radiowej Trójce. Niesamowity człowiek, zadzwoniła pewna anorektyczka, która zaczęła się użalać nad sobą. Po kilku minutach jej grobowy smutek przerodził się w gromki śmiech.

    Najważniejsze w tej terapii jest jednak uświadomienie pacjentowi, że jego życie i zdrowie psychiczne jest w jego rękach, a nie osób postronnych. Ta terapia jest tak skuteczna również [a może przede wszystkim] z tego powodu, że zostaje zlikwidowana bariera pacjent-lekarz.

    Psycholog, jak zresztą każdy lekarz, przede wszystkim powinien wczuć się w sytuację chorego. To co myśli, czuje, czego się boi. Bez tego nie ma podstaw do dalszej pracy nad stanem zdrowia pacjenta, być może głębszą analizą jeśli będzie takowa potrzebna.

    Reply
  2. finwe.isilra

    Bardzo ciekawy wywiad!:) Nie słyszałem wcześniej o takich metodach ale też mnie to nie zaskoczyło – nawet jakby wydawało mi się to trochę naturalne. Wycieranie butów w sukienki to z mojego punktu widzenia trochę chamskie, jednak całościowo metoda bardzo mi się podoba, wydaje się sensowna.

    Reply
  3. Adam Klimowski

    Czytałem już kiedyś ten wywiad; metoda bardzo oryginalna, ale myślę, że rzeczywiście może być w niektórych przypadkach skuteczną.

    Reply
  4. Asia

    Prowokacja to czasem dobra metoda, by wybić klienta ze stanu w jakim się znajduje od dłuższego czasu, a stan ten wcale nie pomaga mu poczuć się lepiej. Po drugie pozwala na spojrzenie na samego siebie z boku, co pozwala klientowi podjąć szybką decyzję o zmianie. Metoda dobra, choć musi być stosowana umiejętnie, nie chodzi tu przecież tylko o wytarcie butów o klienta, a o głębsze spojrzenie na cały proces. Wbrew pozorom, mimo, że pluje na tych, którym chce pomóc, jest w tym na głębokim poziomie bardzo wspierający.
    pozdrawiam :)

    Reply
  5. Hoko

    Ile ten gość bierze za wizytę? I w jakie dni przyjmuje?

    Reply
  6. JJThompson

    Zauważcie, że podobną rolę pełnią rodzice, a raczej – powinni pełnić. Kiedy dziecko zamyka się samo w sobie, płacze i użalanie się nad jego losem nie ma sensu, bo tylko pogłębia stan w jakim się ów delikwent znajduje. Potrzebny jest silny “kopniak w tyłek” żeby tak jak napisała Asia “spojrzeć na siebie samego z boku”.

    Tak – sugeruję, że gro z depresji, anoreksji i innych eksji jest wynikiem tzw. “bezstresowego wychowania” i oderwania rodziców od rzeczywistości. Gdyby Ci mieli większy kontakt z dziećmi to pewnie te nie miałyby aż takich problemów – co tu owijać w bawełnę – głównie natury emocjonalnej. Ja przynajmniej w metodzie Farelly’ego odnajduję własnego ojca, który właśnie w ten sposób reagował na różne problemy rodzinne i myślę, że wyszło mi to na dobre.

    Reply
  7. Teloch

    Wydaje mi się, że prawdziwym problemem w lżejszych przypadkach nie jest sama dysfunkcja czy szkodliwe zachowanie, lecz niedostrzeganie tego zachowania jako możliwe do zmiany. W sytuacji braku motywacji do zmiany żaden problem nie zostanie przepracowany. Metoda Farelly’ego nazywa dysfunkcję, piętnuje ją i daje dobry powód do zmiany – uniknięcie wyśmiania ;)

    Ja tam jestem pełen podziwu dla poczucia humoru – ten gość wali żarcikami jak z rękawa :>

    Reply
  8. brt12

    Czytałem kiedyś jego książkę i trzeba przyznać, że warto rozważać tę formę terapii, jednak niezbędne jest duże doświadczenie oparte na innych szkołach, by wykorzystać zalety tej metody, w między czasie nie szkodząc pacjentowi. Wiele osób ceni sobie też korelację terapii prowokatywnej z metodami neurolingwistycznymi.

    Niedawno pan Farelly był u mnie na wydziale i żałuję, że nie byłem wówczas w stanie skorzystać z możliwości wykładu u niego. Tak czy inaczej, po części abstrahując już nieco od samego podejścia prowokatywnego, mam nadzieję że Helsinki Psychotherapy Study da nam w końcu w przyszłym roku podstawy do rzeczowych rozmów na temat różnych szkół :)

    Reply
  9. komerski

    Teloch! Jaki beznadziejny ten blog! Taki wpis, to mrówka lassius niger po lobotomii by napisała. Tylko lepiej. A te komentarze? Jak z Onetu! ;)

    A poważniej, to jak dla mnie, hochsztaplerstwo. Jak zresztą większość psychoterapii.

    Reply
  10. JJThompson

    “A poważniej, to jak dla mnie, hochsztaplerstwo. Jak zresztą większość psychoterapii.”

    Grunt, że skuteczne.

    Reply
  11. komerski

    @JJT: Tak, tylko, że tym co jest skuteczne (o ile jest – bo co powiedzieć o terapiach trwających latami, za grubą kasę?), jest chyba wyłącznie uznanie przez pacjenta autorytetu terapeuty. Czyli zwykłe placebo.
    Argumentacja tego faceta “I tego dnia, podczas 91. wywiadu, poddałem się i spróbowałem czegoś odwrotnego.” jest mniej więcej taka jak średniowiecznych medyków. Skoro nie pomogło wychładzanie, to może pomoże ogrzewanie. A jeśli nie pomoże ogrzewanie to upuścimy krwi, a jeśli nie pomoże upuszczanie krwi, to może trzeba krwią napoić. Na tej zasadzie, to ja mogę otworzyć gabinet choćby i jutro.

    Reply
  12. Teloch

    Dlatego też jeśli chodzi o terapie, bardziej podpierałbym się naukowym podejściem, eksperymentami a nie statystyką i subiektywną oceną całego procesu. Jeśli będziemy wiedzieć jak coś działa, to będziemy mogli powiedzieć co jest nie tak. Część metod leczenia skupia się na teraźniejszości, część na przeszłości, część na problemie, część na zachowaniu… wszystkie pomagają i wykluczają się wzajemnie.

    @Komerski – jak możesz! Idę popłakać w moim kąciku ;(

    Reply
  13. JJThompson

    “Tak, tylko, że tym co jest skuteczne (o ile jest – bo co powiedzieć o terapiach trwających latami, za grubą kasę?), jest chyba wyłącznie uznanie przez pacjenta autorytetu terapeuty. Czyli zwykłe placebo.”

    Chyba trochę uogólniasz. Podaj pacjentowi choremu na anoreksję neutralną pigułkę, a przekonasz się czy zadziała w taki sam sposób jak terapia Farelly’ego. I owszem – każdy może coś takiego stosować, ale nie każdy jest na tyle inteligentny, żeby wyprowadzić pacjenta z dołka i pokazać mu, że jego zdrowie zależy tylko od niego. Jeśli myślisz jednak, że to takie proste to załóż podobną klinikę i lecz ludzi, nawet za darmo jeśli masz ochotę. Ostatnio zauważyłem, że to dość powszechne zjawisko, że ludzie nie szanują cudzej pracy.

    Poza tym współczesna medycyna opiera się w głównej mierze na doświadczeniach pokoleń właśnie takich “średniowiecznych szarlatanów”, o jakich piszesz. Ja jednak Farelly’ego bym do nich nie zapisał z tej tylko przyczyny, że trafił w sedno problemu tzw. “chorób cywilizacyjnych”. Zamiast przepisywać tabletkę mówi wprost pacjentowi, że jeśli nie będzie chciał się wyleczyć to faktycznie będzie taki jak sobie umyślił. Samosprawdzająca się przepowiednia.

    Reply
  14. psychika

    czytalem o tym juz kiedys

    moim zdaniem to glupota

    Reply
  15. JJThompson

    “ja w zyciu bym sie ni podjal pracy w ten sposob”

    Dlaczego? Bo jest niekonwencjonalna i nienaukowa? Jeśli pacjent sam zaczyna zauważać absurd w jaki się wpędza to chyba nie jest to dla niego szkodliwe.

    Reply
  16. psychika

    niby 30 % obojetnie jakiej terapii pomaga

    ale ludzie bez przesady

    ja w zyciu bym sie ni podjal pracy w ten sposob

    Reply
  17. natalia

    Jak dla mnie facet jest genialny. Bardzo chciałabym go poznać.

    Mam tylko nadzieję, że byle kto nie będzie próbował leczyć w ten sposób. Potrzebne jest do tego ogromne wyczucie i chyba swego rodzaju “talent”:)

    Reply
  18. komerski

    @JJT: “Podaj pacjentowi choremu na anoreksję neutralną pigułkę, a przekonasz się czy zadziała w taki sam sposób jak terapia Farelly’ego.”
    Nie widzę powodu, by nie miała tak zadziałać. Obie metody są równie uzasadnione – czyli w ten sposób, że podobno działają.

    “ale nie każdy jest na tyle inteligentny, żeby wyprowadzić pacjenta z dołka”
    Oczywiście, że nie, ale ja tego nie twierdzę, ani nie twierdziłem.

    “Ostatnio zauważyłem, że to dość powszechne zjawisko, że ludzie nie szanują cudzej pracy.”

    Jeśli to miał być przytyk do mnie, to trochę mało rozsądny i nie wiem z czego wywnioskowany. Mi chodzi o to, że jakbym poszedł do lekarza z bolącym brzuchem i on prowadził przez 91 wizyt (za które bym płacił) kurację, a potem nagle stwierdziłby, że to jednak nie to i może spróbujemy czegoś wprost przeciwnego, to rzeczywiście jako lekarz nie zasługuje na wysoką opinię.

    Eksperymenty medyczne na dorosłych ludziach owszem, można prowadzić, ale za ich zgodą. A nie w trakcie i zamiast kuracji.

    Reply
  19. Teloch

    @Psychika – Przebudowanie poznawczej struktury JA, zidentyfikowanie choroby i znaczne osłabienie jej mocy żartami, czy tak jak mówi JJThompson proste pokazanie, że zdrowie pacjenta zależy od niego samego, złośliwie empatyczne podejście do terapii i bardzo dużą skuteczność i ilość wyleczonych uważasz za głupotę? Takie podejście do sprawy dysfunkcji przemawia do mnie bardziej niż opisywana przez Ciebie psychoza jako inwazja nieświadomości naszej oraz zbiorowej na świadomość. Śšmiejącego się katatonika mogę zobaczyć, zbiorowa nieświadomość to dla mnie bajka.

    Podejście poznawcze i przebudowywanie zastanych stanów mentalnych zawsze do mnie przemawiało. Jest to trudna praca dla pacjenta, lecz żarty, przez nasilenie emocji (pozytywnych czy negatywnych, whatever) tą pracę ułatwiają i przyspieszają. Nadal jednak jest to dla mnie za mało zintegrowane z neurobiologią :>

    Reply
  20. psychika

    Teloch –

    Wiem, ile Ty wiesz na ten temat. Na pewno nie wiecej albo nie duzo wiecej niz ja, poniewaz tez swego czasu interesowala mnie terapia prowokatywna. Zastanawialem sie, jak to jest.

    Dzisiaj juz wiem, ze jest to strasznie odpowiedzialny sposob prowadzenia terapii. Trzeba uwazac, żeby pacjent nie zrobil sobie nic po wyjsciu z niej “po naszym prztyczku w nos”. Jaka masz gwarancje ze mimo ze sie bedzie usmiechal – nie wyjdzie i nie popelni samobojstwa? A wtedy w celi mozesz sobie rozmyslac gdzie popelniles blad. Moim zdaniem ten sposob godzi w ETYKĘ.

    Nastepna kwestia. Ta terapia przypomina mi takie cos. Szukasz wszystkich dobrych cech psychoterapii. Ten facet znajduje poczucie humoru – i koncentruje sie wokol niego i do przesady uwypukla.

    Moim zdaniem nalezy korzystac z wielu technik jednoczesnie. Nie mowie ze ta terapia jest zla w stu procentach. Ma swoje dobre elementy, jednak nie do takiego stopnia jak przedstawaia ja zalozyciel. Nie mozna na slepo Teloch wierzyc w cos – bo pomaga .

    Czy zastanawiales sie nad skutkami ?

    Toze pomaga doraznie – nie oznacza ze kiedys nie wroci ze zdwojona sila. Moim zdaniem psychoterapia poznawcza jak najbardziej – psychoterapia prowokatywna tak – ale tylko jeje lementy. Na pewno nie takie ktore godza w godnosc CZLOWIEKA.

    Reply
  21. Teloch

    @Psychika – wiedza to jedno, jej wykorzystanie i interpretacja drugie. Z resztą nie o tym rozmawiamy więc nie wiem dlaczego się do tego odnosisz.

    Każda terapia jest odpowiedzialna, bo pacjent chory psychicznie jest bardzo rozchwiany i nigdy nie wiadomo co może mu przyjść do głowy. Lecz czy ja gdzieś powiedziałem, że jutro zakładam gabinet terapii prowokatywnej? Tak jak Ty, sądzę, że ma ona minusy, lecz godzenie w etykę jest jednym z mniejszych ;)

    Szkodzącym można również nazwać indoktrynacyjny wpływ psychoterapeuty systemu Junga, który leczy z wpływów nieświadomości zbiorowej…

    Niczego nie przyjmuje bezkrytycznie więc nie wciskaj mi w usta słów, które nie wypowiedziałem. Mam wrażenie, że nie przeczytałeś żadnego komentarza z góry :>

    Fajnie, że napisałeś coś więcej, niż “to głupota” ;)

    Wyrok pozbawienia wolności za samobójstwo klienta?

    Reply
  22. JJThompson

    @Teloch

    “Takie podejście do sprawy dysfunkcji przemawia do mnie bardziej niż opisywana przez Ciebie psychoza jako inwazja nieświadomości naszej oraz zbiorowej na świadomość. Śšmiejącego się katatonika mogę zobaczyć, zbiorowa nieświadomość to dla mnie bajka.”

    I teraz dopiero mogę odpowiedzieć w pełni na Twoje pytanie jak widzę psychoanalizę. Otóż jeśli chodzi o poznawanie świata jestem bardziej topologiem niż psychologiem/psychiatrą. Uważam, że takie rzeczy jak istnienie nieświadomości/podświadomości zbiorowej, czy memetyka wynikają bezpośrednio z funkcji jakie pełni nasz mózg, na tym co badał Freud i co badają neuropsychiatrzy – “jak to działa”. I wyjaśniam – nie musi fizycznie istnieć coś takiego jak mem, czy organ odpowiedzialny za zachowania zbiorowe, bo to jednostki generują powstanie takich bytów jak archetypy, czy zachowania odziedziczone po przodkach. Są tak jakby “na zewnątrz” i jednocześnie są ciekawym, uogólnionym modelem stada, społeczeństwa. Na pytanie ‘czy ten byt myśli?’ jest nam tak samo trudno odpowiedzieć jak neuronom w naszym mózgu czy całość jaką tworzą jest samoświadoma.

    Generalnie jestem za ścisłą współpracą takich osób jak Farrelly z metodami innych nurtów psychologii i psychiatrii. Wspólnie naprawdę można więcej zdziałać, bo prawda zazwyczaj leży pośrodku.

    Reply
  23. Hoko

    Nie wiem, czy czegoś tu nie mieszacie (albo się pogubiłem), ale temu gościowi bliżej do Skinnera niż do Freuda. Z podejściem poznawczym tez to ma wspólnego niewiele, bo tam jest analiza, a tu niemal wszystko sprowadza się do działania-reakcji, bez wnikania w szczegóły.

    Komerski, Ty się jeszcze doigrasz… słyszałeś o klatce Skinnera? :D

    Reply
  24. Teloch

    podchodzi to pod zmiane schematow, wiec mysle, ze troche poznawcza to to pachnie. Najblizej temu do NLp…

    A teraz obiecajcie zaopiekowac sie blogiem bo jade w dalekie strony na 2 tygodnie ;)

    Reply
  25. komerski

    @Hoko: Znaczy, sugerujesz, że może mnie lobby psychoterapeutycznych szarlatanów napaść, w rzeczonej klatce zniewolić i uwarunkować mnie prądem elektrycznym do przelewania na ich konta po każdej sesji odpowiednio wysokich sum? :)

    @Teloch: Szerokich fal mózgowych!

    Reply
  26. Hegotf

    Deus ex machina ;)

    Z moich obserwacji: walenie prawdy jak kublem zimnej wody jest bardzo inspirujace. To buduje dobre wiezi, choc mozna sie czasem niezle wku***ć :P Jednakze potrzebna jest do tego pozytywne nastawienie do rozmowcy i chec wspolpracy. Nazwalbym to konstruktywna klotnia, czesto obie strony wychodza z niej z nowymi pomyslami i przemysleniami. Wazne jest tylko zeby nie przesadzic z argumentacja :P No tak, to taka terapia w warunkach domowych.

    Chetnie poczytalbym nieco wiecej o tej metodzie, jak dla mnie jest przekonywujaca.

    Swoja droga Dr House bylby pewnie zagorzalym zwolennikiem tej metody ;>

    Pozdrowienia z Guernsey!

    Ps. Bedzie upominek ;>

    Reply
  27. justinee

    uważam że to najlepsza terapia jaką wymyślono :)po prostu gicior!!!!i bez potzreby wciskania tych psychologicznych kitów,opiera się na szczerości.

    Reply
  28. As

    Zastosowano na mnie taką metodę ale wtedy nie byłem świadomy. Pomogło jak nic w życiu.

    Doktor jest z Poznania. Jest wykładowcą na uczelniach.

    Reply

Submit a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Pin It on Pinterest